Czekając na wyrok TS UE w sprawie C-263/18 Tom Kabinet

Spór o serwis internetowy Tom Kabinet dotyczy przede wszystkim możliwości zastosowania zasady wyczerpania prawa do odsprzedaży „używanych” ebooków. Jednak, jak w soczewce, skupiają się w nim aktualne problemy wspólnotowego prawa autorskiego. Pytania prejudycjalne, skierowane do TS UE przez sąd w Hadze dotykają wiec również treści praw wyłącznych i roli ograniczeń autorskich praw majątkowych. Opinia rzecznika generalnego M. Szpunara z 10 września 2019 r. niestety nie na wszystkie pytania odpowiada, a przyjęty w niej kierunek interpretacji prowadzi do dalszego zmniejszenia spójności wspólnotowego prawa autorskiego. 

W skrócie: Tom Kabinet nabywa ebooki pochodzące z oficjalnych kanałów dystrybucji. Następnie oznacza je znakiem wodnym i „odsprzedaje” swoim klientom (członkom „klubu czytelniczego”). Ci mogą je po przeczytaniu odsprzedać z powrotem do Tom Kabinet, a odzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na zakup kolejnych ebooków w serwisie. Rzecznik generalny w swojej opinii uznał, że udostępnienie klientom e-booków do pobrania stanowi formę publicznego udostępniania w rozumieniu art. 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29/WE o prawie autorskim w społeczeństwie informacyjnym, a nie formę dystrybucji (rozpowszechniania) w rozumieniu art. 4 ust. 1 tej dyrektywy. W konsekwencji nie jest możliwe zastosowanie wyczerpania prawa i „odsprzedaż” plików, bo to dotyczyć może tylko prawa dystrybucji. 

Zgodzić się można ze stwierdzeniem, że w przypadku e-booków, inaczej niż w przypadku programów komputerowych, nie ma podstaw do odwoływania się do konstrukcji wyczerpania prawa. W opinii rzecznika generalnego kilku rzeczy jednak zabrakło, a kilka tez budzi wątpliwości. 

Po pierwsze TS UE w wyroku C-128/11 UsedSoft dopuścił „elektroniczne” wyczerpanie prawa w dystrybucji programów komputerowych, bo chciał utrzymać wyczerpanie prawa w ogóle. Rozpowszechnianie „fizycznych” egzemplarzy programów jest w zaniku i wiele popularnych programów jest w ogóle niedostępnych w tej formie. Jeżeli odsprzedaż elektronicznych kopii programów miałaby być niedopuszczalna, producenci oprogramowania całkowicie kontrolowaliby ich dystrybucję i mogli np. dokonywać terytorialnego podziału rynku.

Tymczasem rzeczywistość rynku książki jest inna. Zgodnie z raportem Izby handlowej niemieckich wydawców i księgarzy (Börsenverein des Deutschen Buchhandels) rynek e-booków w Niemczech stanowił w 2018 roku 5% całego rynku książki. Można zakładać, że podobnie wygląda to też na innych rynkach. Nie ma więc, przynajmniej na razie, istotnej potrzeby wywracania całego prawa autorskiego do góry nogami.

Po drugie „odsprzedaż” kopii programów jest możliwa dzięki art. 5 ust. 1 dyrektywy 2009/24/WE (art. 75 ust. 1 polskiej ustawy o prawie autorskim). Przepis ten pozwala uznać, że w razie odsprzedaży „używanej” kopii programu pierwotny nabywca straci możliwość legalnego korzystania z programu, uzyska ja nabywca z drugiej ręki. 

W przypadku innych utworów to tak nie działa. Istniejące ograniczenia praw autorskich oferują tu albo za dużo, albo za mało. Jeżeli pierwszy nabywca e-booka może powołać się na dozwolony użytek prywatny, to „odsprzedając” e-booka może legalnie zachować kopię dla siebie. Z kolei jeżeli nabywca z drugiej ręki nie może powołać się na dozwolony użytek prywatny (np. korzysta z e-booka dla celów zawodowych), nie ma wystarczającej podstawy dla legalnego korzystania z e-booka (przede wszystkim zapisania na swoim urządzeniu, np. czytniku e-booków). 

Po trzecie, wbrew opinii rzecznika (pkt 59), głównym powodem powszechnego stosowania umów licencyjnych w obrocie oprogramowaniem nie są dodatkowe usługi konserwacyjne i aktualizacje świadczone przez producenta, a potrzeba sprawowania kontroli nad eksploatacją programu. 

Po czwarte jeżeli określone czynności (udostępnienie pliku do pobrania) miałyby być – jak chce rzecznik generalny – inaczej kwalifikowane w odniesieniu do programów (jako ich dystrybucja), inaczej zaś w odniesieniu do innych utworów (jako ich publiczne komunikowanie), to pogłębiłoby to brak spójności europejskiego prawa autorskiego. Oznacza to jeszcze więcej komplikacji np. przy interpretacji umów dotyczących programów i „nieprogramów”. 

Czekamy wiec na wyrok TS UE. Możemy mieć wyrok na miarę UsedSoft, albo taki, o którym szybko zapomnimy. W mniejszym stopniu zależy to od ostatecznego rozstrzygnięcia, w większym – od uzasadnienia wyroku.

Update 19.12.2019: No i obyło się bez sensacji. Zgodnie z oczekiwaniami TS UE orzekł, że nie ma wyczerpania prawa w przypadku ebooków. Odpowiedź na pytanie prejudycjalne brzmi: Podanie do wiadomości publicznej poprzez pobranie książki elektronicznej do stałego użytku wchodzi w zakres pojęcia „publicznego udostępniania”, a w szczególności pojęcia „publicznego udostępniania utworów lub utworów autorów w taki sposób, aby każdy miał do nich dostęp w miejscu i w czasie przez niego indywidualnie wybranym” w rozumieniu art. 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym.

Wyrok dostępny tutaj.